Bjarnie
Dołączył: 23 Cze 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 17:08, 23 Cze 2010 Temat postu: Bjarnie |
|
|
Roku żem nie strzymał jako weteran czcią wszelką otaczany. Niby kupiłem majątek, przywdziałem miękkie gacie i szmaty ziemskiemu posiadaczowi właściwie ale gówno żem się na tym wszystkim wyznawał. Ekonom co jakiś czas przyłaził i czytał co ile obrodziło, jakie zapasy mamy, że zaraza jaka buraki wpierdala a ja kiwałem łbem zadumę udając. Jedno tylko w tym błazeństwie wielce udatne było. Córy kmiotów, które pana we mnie widziały i widać lepszy prospekt na przyszłość przyłaziły nocami grzejąc mi łoże a choć cnotę udawały to figle znały takie że i w stołecznym zamtuzie niejedna by się dziewka zawstydziła. Aż przyjechał taki jeden niby podatki zebrać. W asyście takiej, że i w mojej dawnej kompani służyć mogli. Mordy zakazane, łapska przy pasach, a pasy orężem obwieszone jakby przynajmniej na wyprawę leźli. Papiery mi jakieś pod gębę podstawili i migiem wyliczyli, żem dobre sto sztuk złota winien a im szacunek, wikt i opierunek na czas pobytu. Jadło i nocleg w stodole chciałem dać po dobroci a przy gorzałce wieczorem kwestie gotowizny omówić. Ale propozycję moją wyśmiali proponując, że w inwentarzu ratę pierwszą wezmą a za czas jakiś po resztę przybędą. I mało szlag mnie nie trafił. Ja pirat stary, który brał co chciał a jak nie dawali to w mordę walił i krew upuszczał basarunek łachmytom jakimś płacić miałem. Kuszę com ją zawsze na podorędziu miał złapałem i ustrzeliłem suczego syna co się poborcą kazał zwać. A z tego zawierucha cała wynikła. Hurmą całą się na mnie rzucili i ledwo co żem się bronił w drzwiach chałupy ale kmiotki choć gównem śmierdzące i zającem podszyte w sukurs mi ruszyli tłukąc chamów czym popadnie. Niestety wojennego eksperiensa za dużo nie mieli i choć paru na śmierć zatłukli to dwóch uciekło. Pogoni nijak zwołać nie mogłem bo primo sam niezbyt w siodle wprawiony jestem a secundo koni zbytnio nie miałem poza kilkoma co wozy ciągały a te znowu oporne niczym muły były i równie co one rącze. Kilka dni minęło a w środku nocy przez moje włości przetoczyła się banda zbrojnych puszczając czerwonego kura i siekąc przerażonych wieśniaków. Nim wywalili drzwi byłem już daleko gnając przed siebie na starej chabecie, klnąc niesprawiedliwość szerzącą się na tym parszywym świecie i biorąc bogów na świadków, że wrócę kiedyś i własnoręcznie wypatroszę każdego, który maczał paluchy w napadzie. I tak oto wróciłem do stolicy z kordem przy boku, kuszą przy siodle i paru zakurzonych łachach na grzbiecie oraz dziwnym przeczuciem we łbie, że bogowie znowu ze mnie zakpili.
1. n/d
2. 76 lev i brak doświadczenia
3. Człek najmita
4. Jeszcze nie wiem
5. TAK
|
|